poniedziałek, 22 października 2018

Nowe życie


Szybciej, szybciej! To już!

Usłyszałem to wołanie, dobiegające spod wzgórza, nieopodal chaty starego Kowalczyka. To pewnie przez to uchylone okno, bo noc była dość ciepła i go nie zamykałem. Spojrzałem na zegar, było piętnaście po piątej, a słońce już lekko unosiło się nad horyzontem. Przetarłszy oczy, pośpiesznie wstałem z łóżka, ubrałem się i wybiegając z domu założyłem buty. Biegnąc podwórkiem na łąkę, z której dochodziły rozpaczliwe wołania starej Kowalczykowej, czułem poranną rosę wpadającą przez dziurę w podeszwie mojego lewego buta. Klnąc w myślach, już docierałem na miejsce, widząc już z bliska biedną kobiecinę proszącą o pomoc.
(https://ak2.picdn.net/shutterstock/videos/17049232/thumb/1.jpg)

Panie! Chodź no Pan szybciej, bo już nam się krasula cieli, a Włodek nie radzi!

Nie zatrzymując się, wpadłem do obory i moim oczom ukazał się następujący widok. Połowa cielęcia wraz z głową i dwiema przednimi nogami wystawała z ryczącej, czarno-białej krowy, a starszy jegomość z zakasanymi rękawami próbował pomóc drugiej połowie przychodzącego na świat cielaczka, wydostać się na zewnątrz. Podbiegłem bliżej, złapałem lepkie i mokre nogi i zacząłem ciągnąć. Po kilku minutach siłowania się, wreszcie udało się nam pomóc cielakowi wyjść na światło dzienne. Stary Kowalczyk usiadł na odwróconym, metalowym wiadrze i ciężko oddychając, wycierał ręce w białą szmatę, która powoli zmieniała swój kolor na czerwony.
(https://img.agrofakt.pl/wp-content/uploads/2016/01/cielak-1000x478.jpg)
Krasula lizała małego, który niezdarnie próbował wstać i utrzymać się na swoich wątłych nogach, co po którymś razie w końcu mu się udało. Włodzimierz zaklął raz jeszcze, wstał, i dziękując mi powiedział

Panie, co ja bym zrobił gdyby nie Pan! Przyjdź no wieczorkiem to skosztujemy odrobinkę mojego bimberku. Nowa receptura! Na łuskanym grochu pędzony!